Długo myślałam nad zakupem szelek dla dzieci, nie znałam nikogo, kto tak jak ja potrzebowałby tego typu zabezpieczenia, bo jedno dziecko, trochę łatwiej jest opanować niż brzdące uciekające w dwóch różnych kierunkach.
Jednak wyjście z dziećmi bez wózka napawało mnie takim przerażeniem, że musiałam coś postanowić, a dziewczynki, po skończeniu dwóch lat kategorycznie odmówiły spacerów w wózku, chciały poznawać świat, chciały być niezależne …i chciały łobuzować, a ja coraz częściej miałam ogromne wyrzuty sumienia, że im tego odmawiam, dla mojej w końcu wygody.
Zdecydowałam się na plecak z zabezpieczeniem na klatce piersiowej i z odpinaną smyczą. Pomyślałam sobie, że jeśli pomysł okaże się nietrafiony, to przynajmniej dziewczyny wykorzystają plecaki w starszym wieku, bo pewnie będą chciały mieć coś takiego. Teraz wiem, że to naprawdę świetne rozwiązanie i u mnie sprawdziło się idealnie, a nawet lepiej niż się spodziewałam.
Używamy go już parę miesięcy, praktycznie codziennie, a dziewczynki traktują go jak część ubrania, jak czapkę i szalik, wiedzą, który jest czyj i domagają się nałożenia.
W wielu sytuacjach dawał mi wspaniałe poczucie kontroli, a nie ograniczał zbytnio bliźniaczek: codzienne wyjścia są tu oczywiste, ale też na wyjazdach, w zatłoczonych centrach handlowych, na nadmorskiej promenadzie pełnej ludzi, na parkingu (wysiadanie z samochodu zawsze przyprawia mnie o ból głowy, bo moich kruszynek naprawdę nie widać) – w tych wszystkich sytuacjach plecaczki sprawdziły się znakomicie.
Teraz dziewczynki są jeszcze za małe, żeby w bocznej kieszonce nosić napój, wykorzystujemy ją do włożenia mojej „trzeciej rączki”, kiedy wiem, że jest bezpiecznie wkładam smycz do przegródki i dziewczyny biegają swobodnie. A kiedy musimy trzymać się razem, po prostu idę pośrodku, trzymam je za ręce, rączkę od smyczy opierając na nadgarstku – proste, wygodne, idealne dla mnie.
To mój sposób na spacery z dwulatkami :)
Jednak wyjście z dziećmi bez wózka napawało mnie takim przerażeniem, że musiałam coś postanowić, a dziewczynki, po skończeniu dwóch lat kategorycznie odmówiły spacerów w wózku, chciały poznawać świat, chciały być niezależne …i chciały łobuzować, a ja coraz częściej miałam ogromne wyrzuty sumienia, że im tego odmawiam, dla mojej w końcu wygody.
Zdecydowałam się na plecak z zabezpieczeniem na klatce piersiowej i z odpinaną smyczą. Pomyślałam sobie, że jeśli pomysł okaże się nietrafiony, to przynajmniej dziewczyny wykorzystają plecaki w starszym wieku, bo pewnie będą chciały mieć coś takiego. Teraz wiem, że to naprawdę świetne rozwiązanie i u mnie sprawdziło się idealnie, a nawet lepiej niż się spodziewałam.
Używamy go już parę miesięcy, praktycznie codziennie, a dziewczynki traktują go jak część ubrania, jak czapkę i szalik, wiedzą, który jest czyj i domagają się nałożenia.
W wielu sytuacjach dawał mi wspaniałe poczucie kontroli, a nie ograniczał zbytnio bliźniaczek: codzienne wyjścia są tu oczywiste, ale też na wyjazdach, w zatłoczonych centrach handlowych, na nadmorskiej promenadzie pełnej ludzi, na parkingu (wysiadanie z samochodu zawsze przyprawia mnie o ból głowy, bo moich kruszynek naprawdę nie widać) – w tych wszystkich sytuacjach plecaczki sprawdziły się znakomicie.
Teraz dziewczynki są jeszcze za małe, żeby w bocznej kieszonce nosić napój, wykorzystujemy ją do włożenia mojej „trzeciej rączki”, kiedy wiem, że jest bezpiecznie wkładam smycz do przegródki i dziewczyny biegają swobodnie. A kiedy musimy trzymać się razem, po prostu idę pośrodku, trzymam je za ręce, rączkę od smyczy opierając na nadgarstku – proste, wygodne, idealne dla mnie.
To mój sposób na spacery z dwulatkami :)